Llyn Idwal, Snowdonia, WALIA


z cyklu: „Rozmowy z Emilią w podróży”

ZEBRAŁO SIĘ NA NAMIOTY W WALII

– Cześć Tytus, tu Emilia
– Cześć niebieskooka. Co tam?
– Wybieram się ze znajomymi w góry w weekend. ? Znaczy się od piątku do niedzieli. Nocleg pod namiotem. Miałbyś ochotę się przyłączyć?
– Hmmm. Koncepcja godna uwagi moja droga, zważywszy, że będzie to nasza trzecia randka i, jak mniemam, będziemy spali w jednym namiocie?
– Tak Tytus, wszystko się zgadza. Napomknę tylko, że biorę ze sobą dżentelmenoskop, żeby sprawdzić w jakim mentalnym przedziale wiekowym się obecnie znajdujesz…
– Heh… Nie wspominałem, że urodziłem się by być gwiazdą rocka, ale coś poszło nie tak? I dlatego mój umysł zakończył proces ewolucyjny w okolicach lat dwudziestu…
– Wiem Tytus, wiem. Ale zupełnie nie wiedzieć czemu całkiem dobrze czuję się w twoim towarzystwie i nieźle bawię. Zdaję sobie sprawę, że to będzie skok na głęboką wodę, ale ja już nie mam osiemnastu lat i jestem ciekawa, czy damy radę spędzić ze sobą trochę więcej czasu nie zabijając się przy tym nawzajem… Warunki też będą bardziej ekstremalne… Rozumiesz o czym mówię?
– Tak pani kierowniczko, rozumiem… Mam nadzieję, że nie pozwolisz mi zamarznąć w nocy, zważywszy, że warunki będą ekstremalne…
– Nie czepiaj się słówek łobuzie! – zaśmiała się dźwięcznie do słuchawki
– Przecież bym się nie odważył… – udałem oburzonego i sam zaśmiałem się do swoich myśli
– To jak się umawiamy moja droga?
– No więc tu jest mały problemik, bo ja chcę tam pojechać już w czwartek… Pociągiem. Mam tam temat do ogarnięcia, natury egzystencjalnej. Wiem, że w czwartek wieczorem pracujesz, więc ja pojadę sama i ogarnę miejscówkę dla nas, a Ty dojedziesz do mnie. Moi znajomi też będą w piątek. Pasuje ci tak?
– Rozumiem, że masz namiot?
– Tak jest, pomieścimy się we dwójkę. Musisz tylko wiedzieć o jednej rzeczy Tytus… To jest mały namiot i w  razie problemów z miejscem, będziemy musieli spać „na łyżeczkę”…
– Na łyżeczkę powiadasz… żeby tylko przy tym się jakiś nóż nie otworzył, albo, co gorsze, żebym cię nie ukłuł  widelcem… hehehe – zarechotałem do słuchawki.
– No i romantyczny nastrój prysł jak mydlana bańka… Zboczku! – zaśmiała się do słuchawki.
– Dobra mała, tematem sztućców zajmiemy się później… – uśmiechnąłem się do swoich kosmatych myśli – zrób listę zakupów to ja to ogarnę po drodze, żebyś nic nie musiała dźwigać w plecaku.
– Dobrze Tytus, dziękuję. Buziaki, napiszę coś wieczorem
– Buziaki, pa.
 
Rozłączyłem się i od razu ogarnęła mnie euforia połączona z niepokojem. Uskrzydlony, a jednocześnie przepełniony wątpliwościami, czy aby jest to już właściwy moment, aby poznała moje  słabe punkty, których wcale nie brakowało. Żeby nie wyszło na wierzch, że wcale nie jestem takim inteligentnym facetem, za którego mnie prawdopodobnie miała. W takich sytuacjach poczucie własnej wartości drastycznie spada. Zresztą mam tak od dzieciaka. I za każdym razem popełniam ten sam błąd – porównuję się do innych i zawsze ląduję w swojej wyobraźni gdzieś na szarym końcu stawki. Świadomość możliwej porażki zawsze podcinała mi skrzydła i wywoływałą ataki paniki. No ale introwertycy tak mają. Nauczyłem się z tym żyć.Ciekawe jak Emilia się do tego odniesie…
W środę wieczorem dostałem listę zakupów. Jedna z pozycji na liście brzmiała: „Alkohol – nie ważne jaki – byle kopał i żeby przypadkiem go nie brakło”… I jak tu nie lubić tej dziewczyny? Prawdziwy skarb! Uśmiech rozpromienił moje oblicze i popadłem w nielichą euforię. Zacząłem się zastanawiać jak to wszystko się potoczy i gdzie zaprowadzi nas ten wyjazd? Na złote pola zadurzenia czy może sprowadzi nas na złą drogą i każde z nas wybierze inną ścieżkę? Skarciłem się w myślach. „Wyluzuj chłopie, będzie co ma być, grunt to się nie spinać” – odezwał się mój wewnętrzny głos. I z takim postanowieniem zasnąłem jak dziecko…
Bladym świtem (znaczy w okolicach jedenastej) obudził mnie dzwonek telefonu.
– Halo?
Najpierw usłyszałem szloch a potem a potem dziwny dźwięk. Domyśliłem się, że to smark dokończył żywota lądując w chusteczce… Potem znowu szloch, z którego wydobył się przepełniony smutkiem głos Emilii:
– Tytus, jestem tępą dzidą, chyba jednak źle trafiłeś – zaniosła się płaczem
– Co się stało? Mów mi tu, ino migiem!
– Ja nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, chodzę jakaś roztargniona, zupełnie nie mogę się skupić. Pojechałam pierwszym możliwym pociągiem, zapomniałam kosmetyczki, skarpet i…
Smark niczym grzmot uderzył w słuchawkę, a następnie w moje ucho. „Solidny smark” – pomyślałem, „ma kobiecina parę” – przyznałem z uznaniem.
– …I brakuje rurek od namiotu… Nie sprawdziłam, dałam ciała, a tu padaaaaa. Szloch ponownie rozdarł powietrze.
Pomyślałem, że jak tak dalej pójdzie, to biedna niechybnie nasmarka sobie w buty, a przecież nie ma skarpet na zmianę. I ta wizja spowodowała, że roześmiałem się do słuchawki.
– Mała, spokojnie, głowa do góry, zaraz coś wymyślimy. Ale po pierwsze primo: ciała to może dasz nieco później hie hie… A po drugie – z tym zapchanym od płaczu nosem jesteś bardzo pociągająca (i jednocześnie bardzo smarkata), ale wydmuchaj swój cudowny nosek w niemniej cudowną chusteczkę i głowa do góry. Sprawdzę opcje i zadzwonię za kilka minut, ok?
Stwierdzenie śmiech przez łzy nabrał właśnie nowego znaczenia, a za oknem nagle się rozjaśniło? Czy to poprostu autosugestia?
– Dobrze Tytus, obiecuję poprawę. A z tym dawaniem ciała to ty nie wiesz o czym mówisz… Zboczku… Przecież my nawet nie mamy namiotu teraz…
– Hie hie, i kto tu jest zboczkiem moja droga? Zaraz do ciebie oddzwonię
– Dobrze
Załatwienie zastępstwa w pracy poszło zaskakująco szybko… A może po prostu dużo naobiecywałem? Nie to było w tym momencie najistotniejsze.  Oddzwoniłem po kilku minutach.
– No dobrze… mam wieści dobre i wieści…lepsze…
– Bardzo mnie to cieszy Tytus. Cóż to za wieści?
– Po pierwsze: udało mi się załatwić zastępstwo, więc będę u Ciebie za jakieś 4 godziny…
– Hurrraaa!!! – zapiszczała do słuchawki
– Po drugie… Przywiozę namiot, który (nie uwierzysz) ma rurki i będzie go można rozłożyć… Będziesz więc mogła wyginać ciało śmiało i to ciało nie zmoknie hie hie. Masz się gdzie schować do mojego przyjazdu?
– Ja… Tytus… Ja dziękuję ci, że to ogarnąłeś… Naprawdę. Tu na kempingu jest pralnia, przycupnę i poczekam na ciebie.
– Git malina. Za chwil parę ruszam. Jeżeli masz jakieś wysokoprocentowe dary natury ze sobą to je napocznij, rozgrzej się i zrelaksuj. Obiecujesz?
– Tak, proszę pana, obiecuję.
 
Kiedy dotarłem na miejsce z nieba sączyła się mżawka, leniwie aczkolwiek konsekwentnie.
„Przynajmniej samochód się umyje” – mruknąłem sam do siebie. Siedziała na karimacie oparta o starą zdezelowaną pralkę (wkręcała się w WIR muzyki – uśmiechnąłem się w myślach do tego spostrzeżenia) i sączyła coś z emaliowanego kubka, który zapewne widział wiele… Oczy miała przymknięte, słuchawki na uszach, delektowała się muzyką. Jak ja ją w tej chwili rozumiałem. Wrażliwość na dźwięki była bezwzględnie iskrą, która rozpaliła ogień ciekawości przy pierwszym poznaniu. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie. Otworzyła powoli oczy, które zapłonęły błękitem. Uśmiechnęła się nieśmiało, a potem, niczym rącza łania, zerwała się z podłogi i po prostu się we mnie wtuliła.
– Tytus, dziękuję… – oczy zalśniły łzami, które, jedna po drugiej, naznaczały policzli perlistymi wstęgami.
– Już dobrze słońce, już dobrze – głaskałem delikatnie jej włosy, a wszystkie lęki i niepokoje odpłynęły w siną dal. Jej włosy pachniały wiosną, a to moja ulubiona pora roku. Być może to zasługa szamponu – nie twierdzę, że nie. Ale podświadomie czułem, że to ona jest moją wiosną, która zaczyna budzić mnie z jałowego zimowego letargu, pozwalając odetchnąć pełnią życia. Z romantycznej euforii wyrwała nas proza życia, a mianowicie świadomość rozłożenia w deszczu namiotu, a że ja zawsze byłem z równouprawinieniem… Więc jako równouprawniony wziąłem to na moją nieowłosioną klatę i poleciałem w bokserkach rozkładać namiot… A w głowie pojawiła się natrętna nuta determinująca moje działania… „Wyginam ciało śmiało”. Ale nie narzekałem. Wiedziałem, że potem spotka mnie nagroda, która wynagrodzi mi wszelkie niedogodności doświadczone tego dnia…

…ciąg dalszy nastąpi…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top