Florencja, Toskania, WŁOCHY


z cyklu: „Rozmowy z Emilią w podróży”

WENUS I MARS

Podobno kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa… Ale patrząc wstecz na wszystkie głupie rzeczy, które zrobiłem i jaki jestem, to ja chyba pochodzę z jakiejś innej nieznanej planety w dalekiej galaktyce, na szczęście dla ludzkości jeszcze nie odkrytej. Powiadam wam: większej ilości przybyszów mojego pokroju Planeta Ziemia mogłaby po prostu nie udźwignąć…
          No ale wracając do koncepcji Wenus i Marsa. Nie bywałem w tamtych okolicach, ale jestem ponoć niezłym obserwatorem i wydaje mi się, że cały ten damsko – męski hałas rozbija się o testosteron     i męskie ego, które on determinuje do działania. Kobiety próbują przekonać, nas facetów, że testesteron nie ma aż takiej mocy sprawczej i że często gęsto jest to tylko wymówką, że one testosteronu mają raczej ilości śladowe a prowadzą żywot bardziej ustabilizowany i zdecydowanie lepszy niż ten porywczy, męski… Problem dzisiejszego świata polega na tym, że kobiety próbują nam facetom tę jakość życia narzucić… A facet, jak wiadomo, to zwierz uparty, któremu jakiekolwiek zmiany przychodzą z nielichym trudem i niebywałym mozołem…
– Tytus ile ty ważysz? Wyhodowałeś sobie taki bęben, że ledwo mogę Cię objąć. Chyba będziemy musieli przejść na dietę.
Mówiąc MY miała na myśli MNIE… A życie na diecie to nie jest bułka z masłem, bo nawet nie jesz kurwa masła!
– Kochanie, to żaden tam bęben, co najwyżej magazyn paliwa…
– Tytus, ten „magazyn paliwa” zakrawa powoli na silos, konkretny silos…
– Mała ja ci nie wypominam tej małej oponki nad paskiem…
Po jej twarzy przeszedł cień, ale opanowała się.
– Chyba twój instynkt samozachowawczy dziś szwankuje Tytus.
Fakt, miała słuszność, nie ugryzłem się w porę w język. Zdaża się nawet w najlepszych rodzinach…
– Potrafisz być naprawdę kochany, zdaża Ci się, ale czasem wychodzi z ciebie taki wieśniak, że nie nadążam zamiatać słomy z podłogi.
Czyżbym słyszał rozgoryczenie w głosie? Niestety testosteron mą zawładnął i skomentowałem:
– Widziały gały co brały…
Prawie widziałem jak dym poszedł z jej uszu, a w oczach zapaliły się niebezpieczne ogniki. Wiedziałem, że przegiąłem, ale testosteron czynił swoją powinność. Poszedłem do lodówki i otworzyłem ostentacyjnie piwo.
– O jak miło – powiedziała – widzę, że masz jeszcze trochę miejsca w „silosie”…
Przejęła ode mnie zamiłowanie do ironii – pomyślałem z dumą… Wiedziałem, że była zła jak osa, która tylko czeka żeby użądlić. Wtedy przestawałem być dla niej Tytusem Siamalskim, a stawałem się natrętnie brzęczącą muchą zakłócającą jej spokój. Zadzwonił domofon.
– Spokojnie, nie fatyguj się TyFus, ja pójdę… – spróbowała naśladować mój sposób mówienia. Była w tym całkiem niezła, pomyślałem z satysfakcją. Jednakowoż nacisk na literę F nie wróżył niczego dobrego a wręcz zwiastował kłopoty.
– Do ciebie, koledzy… Teraz już będziecie w komplecie, Tyfus, Bronek i Bebzonek. Pozstarajcie się nie roznieść chaty – rzuciła na odchodne i zaszyła się w sypialni. Ale po chwili wyszła, popatrzyła na mnie smutno, założyła buty.
– Wychodzę – oznajmiła chłodnym tonem
Nie trzasnęła drzwiami, nie miała w sobie tyle testosteronu co ja. Kilka godzin później zadzwonił telefon. Siedziałem już wtedy sam patrząc tępo w ekran monitora.
– Halo?
– Tytus, słuchaj, musisz podjechać i odebrać swoją kobietę, bo trochę szaleje…
– Dzięki stary, za chwilę będę.
Zamówiłem taksówkę i łykąłem odrobinę wina dla kurażu. Silos był praktycznie pusty. Zanotowałem w pamięci: „kupić dla Emilii wodę    i tabletki na kaca, a rano iść po kwiaty, po tulipany, ona kocha tulipany…”

…ciąg dalszy nastąpi…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top