Dunas de Corralejo, Fuerteventura, HISZPANIA

„Wszystko, co posiada formę, jest ułudą. Jedynie pewny jest ruch piasku, negujący wszelkie formy.”

Buenos Dias Kochani 🙂
Mamy drugi dzień listopada 2021. Wczoraj, porą wieczorową, udało mi się dotrzeć na Fuerteventurę. Powód był paradoksalny i prozaiczny. Podobno Andrzej „Piasek” Piaseczny właśnie tutaj, na wydmach w Corralejo, wymyślił swój artystyczny pseudonim… 😛 Dzwoniłem do Andrzeja w tej sprawie, ale powiedział: „Pozostawmy ten temat w aurze tajemniczości i niedopowiedzenia…” . Czyli zupełnie wymijająca odpowiedź, nie sądzicie? Spakowałem więc graty (bukując oczywiście wcześniej bilety) i postanowiłem tą zagwostkę rozwikłać…

Cytując klasyka: „Bo ja, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie…”. I w sumie ja też niby miałem. 9:30 rano wyjazd na lotnisko, odstawienie auta na parking, potem transport na lotnisko, 4 godziny lotu, potem autobus numer 3 do Puerto del Rosario, następnie przesiadka w autobus numer 6 do Corralejo i już o 21-szej dotarłem na miejsce, gdzie okazało się, że moje barchanowe gacie przy tej temperaturze ( 22stopnie o 18:30) zupełnie się nie sprawdzają… No cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestrem bystry… 😛 Na szczęście w okolicy przystanku nadal otwarty był sklep, gdzie, drogą kupna, nabyłem dwie butelczyny wina… Cóż mogę powiedzieć, wino australijskie w Hiszpanii pasuje, ale nie do końca komponuje… A może po prostu byłem zmęczony? Jeden kieliszek i Morfeusz (ale nie ten z Matrixa) porwał mnie na nielichą eskapadę, gdyż śniły mi się rzeczy zdecydowanie ekstremalne… Dlatego dnia następnego (czyli dziś) postanowiłem się przerzucić (z dobrym skutkiem) na Sangrię… 🙂

Na wydmy ruszyłem bladym świtem o 10-tej… Zaopatrzony w kanapkę, litr wody, żelki i 1.5 litra Sangrii. I te półtora litra ożywczego trunku uratowało mi życie, gdyż bliski byłem odwodnienia przy 30-stopniowym upale… 😛 Poszwędałem się po chałdach piachu, nabierając go co rusz w moje buciory, rozkoszując się jednocześnie pięknymi okolicznościami przyrody. Zagadywałem tubylców, czy aby nie widzieli tutaj wcześniej Piaska, a jeżeli tak, to czy wspominał coś o pseudonimie itp. Ale wszyscy milczeli jak grób. Pewnie przekupił ich płytą w przedsprzedaży czy coś… 🙂 🙂 🙂 Pomyślałęm: „No cóż, zostawię sprawę dla detektywa Colombo… (chociaż Andrzej odgrażał się, żebym tego nie robił… 😛 )

Ogólnie krajobraz skojarzył mi się, od razu i jednoznacznie, z okładką „Ace of Spades” Motorhead. Taki bonus dla mnie. Pisząc to ów płyta leci w tle, a nóżka sama potakuje wraz z rytmem… To by było na tyle jeżeli chodzi o dzisiejszy dzień. Wrzucam też kilka fotek z samej drogi na wydmy, z morzem w roli głównej. Jutro planuję popłynąć na okoliczną Isla del Lobos.

Tak więc tymczasem, borem, lasem.
Trzymajcie się.
Tomula

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top