Piza, Toskania, WŁOCHY


z cyklu: „Rozmowy z Emilią w podróży”

SIWY DYM W PIZIE

          Zagrzmiało złowieszczo i nagle zrobiło się szaro. Znaczy się pierdnąłem… Łuna przetoczyła się nad łóżkiem, a toksyczny opar powoli dotarł do naszych nosdrzy.
– O fuuuu, jak mogłeś? Nie mogłeś pójść do łazienki? – zapytała tonem nauczycielki nieco rozczarowanej postawą klasy.
– Słońce, życie jest na to za krótkie… Szkoda trawić czas na bezproduktywne wędrówki w te i we wte – odpowiedziałem zgodnie z przekonaniami i bez poprawności politycznej. Gaz to też człowiek i musi zaznać odrobinę wolności… – wysapałem próbując znależć lukę w ciemnym obłoku unoszącym się dookoła.
– Skoroś taki cwany to jak ma na imię ów unoszący się renegat? – zapytała z naciskiem i premedytacją, niczym bokser szykujący się do decydującego natarcia.
– Gazimierz, czasami zwą go Wielkim… – wyszczerzyłem zęby gratulując sobie w myślach błyskotliwego dowcipu i ciętej riposty. Duma rozpała me serce, gdzieś zapodziała się skromność…
– Zwykły piard i do tego śmierdzący – mruknęła zrezygnowana – no i popatrz co narobiłeś, ten toksyczny huragan przekrzywił wieżę…
Próbowała zachować powagę, ale poległa w temacie na całej linii, gdyż roześmiała się łobuzersko… Wyjrzałem przez okno, wieża żeczywiście przekrzywiona, Włosi mi tego nie wybaczą… No ale musiałem wpierw wyjaśnić sytuację…
– Dlaczego się tak pieklisz? Przecież ty też puszczasz bąki, słodyczy ty moje… – próbowałem zatuszować jakoś ironię czającą się w moich słowach.
– No tak, ale ja robię to subtelnie, jak dama – zachichotała
– Ty jesteś damą a ja asem i czasami muszę wypuścić takego asa przestworzy z hangaru
 
A potem, jako dystyngowana i subtelna dama, otworzyła okno i pozwoliła Gazimierzowi wznieść się na wyżyny jego egzystencji…
Taka to dobra dusza z tej mojej Emilii. Najpierw myśli o innych a dopiero potem o sobie… Obiecałem sobie, że postaram się zrobić coś wyłącznie dla niej. Spróbowałem więc pierdnąć subtelnie, tak żeby błękitny obłok, niczym gołąb pokoju, wzniósł się do góry wzbudzając zachwyt. Jednakowoż poniosłem sromotną klęskę na tym froncie, propan dupan, ten hultajski gaz, z siłą wodospadu spadł na nas, spowijając toksycznym kokonem… Widać tylko kobiety są w stanie zapanować nad tym pierwotnym żywiołem i ukazać jego subtelniejsze oblicze…
Jej głos zabrzmiał jak wyrok:
– Od jutra przechodzisz na dietę!!!
Determinacja i siła w jej głosie pokazywała, że nie żartuje. Powiem więcej: myślę, że pomysł ten kiełkował w jej głowie od dłuższego czasu, a mój subtelny (z zamierzenia) gołąbek pokoju, przepełnił jedynie czarę goryczy.
Tak więc, moi drodzy, moja dobra rada i konkluzja z zaistniałej sytuacji jest następująca: uważajcie co robicie i przy kim uwalniacie Gazimierza, gdyż jeden nierozważny krok i wasze życie może zmienić się diametralnie, burząc porządek i ład, sprowadzając na powrót Średniowiecze, gdzie sądzono i palono czarownice za drobniejsze przewinienia…
To by było na tyle z Pizy… A teraz GAZ do dechy i jedziemy dalej… 😛


…ciąg dalszy nastąpi…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top