Rzym, WŁOCHY


z cyklu: „Rozmowy z Emilią w podróży”

Emilia potrafi doceniać małe gesty. Kiedy kupuję jej kwiaty – cieszy się jak dziecko, czasem spektakularnie się czerwieniąc. No i ten słodki i czarujący uśmiech, którym mnie obdarowywuje, wiedząc, że zrobiłem to bo chciałem, a nie bo mi kazano. Chyba poprzedni faceci nie rozpieszczali jej w tej materii. A ja kocham ten błysk w oku, kiedy to wręczam jej bukiet tulipanów, które absolutnie uwielbia. Jednakowoż na pierwszą randkę kupiłem jej pęczek włoszczyzny, twierdząc, że „proekologiczny” to moje drugie imię… Roześmiała się szczerze. W odpowiedzi, na randce drugiej, wręczyła mi pęk buraków z liśćmi, twierdząc, z łobuzerskim uśmiechem, że ona może nie jest „proekologiczna”, ale za to zupełnie szczera. Do tej pory pamiętam tamten moment i to jej zalotne spojrzenie kobiety, której inteligencja i specyficzne poczucie humoru, były w stanie sprostać mojemu wieloletniemu wyobrażeniu na temat kobiety „prawie idealnej”. No bo nie oszukujmy się, ideałów nie ma. Wszystko jest kwestią radzenia sobie z niedoskonałościami drugiej osoby. Ja po dwóch randkach byłem już konkretnie zauroczony. I wtedy zacząłem się bać. Bo ja tak naprawdę nie miałem zbyt wiele do zaoferowania w związku. Introwertyk z pasjami, całymi dniami w pogoni za realną rzeczywistością, której dogonić nie sposób. Co ja mógłbym ofiarować osobie, która emanuje ciepłem i dobrocią, która potrzebującej osobie oddałaby ostatnią parę skarpet. Ale potem przyszedł pamiętny wyjazd w góry i wszystko diametralnie się zmieniło, wliczając w to mnie samego. Życie nagle nabrało kolorów, chociaż ja już od dawien dawna żyłem wyłącznie w odcieniach szarości… I to w odcieniach skrajnych. Początkowo zdziczałem, bo to przyszło tak nagłe, że myślałem, że to tylko sen. Ale ona była realna i realnie wkroczyła w mój świat, burząc po drodze mur, którym odgrodziłem się od uczuć. A potem przeszedłem z nią na jasną stronę mocy i zacząłem żyć, cieszyć się i na nowo marzyć. Poczułem się znów uskrzydlony, potrzebny, pełen energii. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem się po prostu DOBRZE. Poczułem pełnię SZCZĘŚCIA. Jasna strona mocy zaprowadziła mnie tam, gdzie nigdy wcześniej nie dotarłem. Do przeświadczenia, że mogę zmienić wszystko, jeżeli tylko chcę. I zacząłem zmieniać rzeczy, które były kulą u nogi. Jedna po drugiej. Bez żalu i bez oglądania się za siebie. Szaleńcza pogoń za szczęściem nabrała tempa i ja się jej poddałem…

…ciąg dalszy nastąpi…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top