Eibsee, Bawaria, NIEMCY


z cyklu: „Rozmowy z Emilią w podróży”

KURTYZANA I KRÓL, CZYLI NIEPOKÓJ W ALPEJSKIEJ WIOSCE…

– Ojej, jak tu pięknie!!! Tytus, byliśmy już w kilku naprawdę pięknych miejscach, ale to przebija wszystkie!!!
– To jest mój azyl mała, tutaj odgradzam się od niedoskonałości tego świata, internetów, nawet od muzyki. W tym miejscu jestem królem wszechświata.
– Czyli ja, naturalnie, będę twoją królową?
– Nie kochanie, w tym miejscu jest przestrzeń tylko dla jednej korony… Ale doceniając twój wkład i poświęcenie dla królestwa obejmiesz zaszczytny urząd królewskiej nałożnicy… Cieszysz się?
– Brzmi romantycznie – sarkazm pociekł jej po brodzie.
– Pamiętaj, że królewska nałożnica ma swoje przywileje…
– Ma też zapewne pewne obowiązki… I nie mówię tu bynajmniej o zabawianiu króla błaznowaniem… – teatralnie zatrzepotała rzęsami.
– I tu się mylisz moja droga. Wachlarz obowiązków nie jest wcale taki jednoznaczny. Na pewno nie będziesz się nudziła.
– Oh jaka ze mnie szczęściara!
Leżeliśmy pod wielkim dachem nieba rozkoszując się spokojem i sobą nawzajem. Doceniając brak zasięgu cywilizacji. Wieczór był jeszcze młody, ale niebo płonęło już gwiaździstymi neonami. Poczułem się jak król wszechświata, szczęśliwy, spokojny i spełniony.
– Wypatrujesz spadających gwiazd? – zapytała przytulająć się.
– Już nie muszę mała, ta najjaśniejsza leży obok mnie i, nie wiedzieć czemu, rozświetla mój nędzny żywot.
Od kilku dni męczyły mnie jakieś dziwne sny, znaczenia których nie mogłem rozgryźć. Budziłem się ze smutkiem w głowie i to ewidentnie przekładało się na aktualny stan ducha. Pierwszy raz w życiu bałem się, że kogoś stracę. Zupełnie straciłem dystans i było to zupełnie nowe doświadczenie. Emilia wprowadziła ład do mojego żywota, często gęsto sprowadzając mnie z wyboistej drogi. 160cm w kapeluszu, drobna istota z wielkim serduchem, pompującym hektolitry pozytywnych uczuć dla każdego, zmagająca się z moim mrocznym pasażerem, bez słowa zwątpienia czy narzekania.
– Mała, jak ty ze mną wytrzymujesz? Ja czasami ledwo wytrzymuję sam ze sobą…
– Twoja wiara w siebie to nie jest twoja mocna strona Tytus – wyszeptała głaszcząc mnie po policzku – Wiesz, nigdy nie byłam z kimś, kto robił tyle dla innych, nie robiąc zupełnie nic dla siebie, z kimś, kto oddałby ostatnią parę dobrych skarpet osobie potrzebującej, samemu chodząc w dziurawych. Jesteś dobrym człowiekiem. Poza tym wino pomaga…
Magia błękitu jej spojrzenia ukoiła wszelkie zło świata, a ja, przez całe życie samowystarczalny, uświadomiłem sobie nagle, że bez niej byłbym nikim… A potem odgarnąłem niesforny kosmyk włosów z jej policzka i po prostu ją pocałowałem, delikatnie, niczym muśnięcie wiatru. Poczułem jak pachnie i powiedziałem sam do siebie: „Tytus, ty pieprzony farciarzu…„.


…ciąg dalszy nastąpi…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top