
„Nikt z nas nie żyje na próbę. Jesteśmy aktorami, którzy wychodzą na scenę i improwizują, mając nadzieję, że odegrają swoją rolę najlepiej, jak tylko potrafią”.
W sumie nie wiem jak Wam kochani, ale mnie osobiście „Gladiator” się podobał. Lubię filmy o przewadze jednostki nad ogółem, która udowadnia całemu światu, że ma rację i sprowadza widza do swojego małego – ogromnego świata wewnętrznych wartości i przemyśleń. Dlatego jestem wielkim fanem np „Rambo I” czy „Skazanych na Shawshank”. Możecie się śmiać oczywiście, ale dla mnie to egzystencjalna klasyka Russell Crowe nie jest moim ulubionym aktorem, jednakowoż „Gladiator” ewidentnie wpisuje się w kanon filmów które jestem w stanie oglądać od czasu do czasu i mnie one nie męczą. Wręcz przeciwnie – motywują mnie do działania
Jedyne co mnie z Russelem łączy, to ten niezwykle trudny w obejściu znak zodiaku… Znaczy się BARAN…
Moja kariera aktorska rozpoczęła się i jednocześnie zakończyła już w liceum, kiedy to testowałem sposób oddziaływania na nauczycieli sztuczną krwią (Ci z Was którzy przerabiali sklepy że śmiesznymi rzeczami w latach 90tych wiedzą, że to był całkiem zacny kreator pomysłów wszelakich…
). Dzięki owej sztucznej krwi kilkukrotnie udało mi się zejść z celownika na niespecjalnie lubianych lekcjach…
Jeżeli chodzi o Pienzę – dotarcie tam bez auta i poza sezonem jest nieco utrudnione, ale warto, wierzcie mi!!! Russell wydeptał szlak, niespecjalnie długi, ale wart eksploracji
POZDROCK






